niedziela, 28 sierpnia 2011

Na planie





Upał, wszechobecny, wszechogarniający upał. Dookoła równina, płaska jak stół, nie dająca żadnego schronienia przed słońcem. Nawet wiatr, ostry i porywisty nie przynosi ukojenia ani na chwilę. Stoję w pierwszej linii jeźdźców, za mną tłoczy się 50 koni, stojąc w czterech zwartych szeregach. Mamy na sobie czarne, zrobione ze sztucznego materiału spodnie i koszule, na to plastikowe zbroje i hełmy a`la Gwiezdne Wojny, pod którymi pocimy się niemiłosiernie. Do pasa przypięty metalowy miecz, ważący około 2,5 kg, nie nadający się do niczego, a już na pewno nie do fechtunku. Na nogach buty z czarnej gumy, rozgrzewającej się w słońcu to niemalże do temperatury topnienia i parzące stopy. Konie mają jeszcze gorzej, kazali nam je ubrać w mające imitować landry derki, zrobione z sztucznego tworzywa, nie przepuszczające powietrza, pod którymi konie grzeją się jak diabli. Od dłuższego czasu kołacze mi się myśl, żeby zabić kostiumologa, gejowatego facecika w słomkowym kapeluszu z pyszałkowatym uśmieszkiem. Nie wiem, czym się kierował kreując stroje, ale na pewno nie zgodnością historyczną - myślę patrząc na swój strój stormtroopera. Stoimy tak już trzecią godzinę, próbując nakręcić scenę dialogu dwóch dowódców na czele armii. Pijemy wodę z butelek półlitrowych, upijając łyk a pozostałość podając koniom, nawet bez zsiadania. Wreszcie koniec ujęcia, zdrętwiali zsuwamy się z koni, idziemy do obozowiska przebrać siebie i konie, by przygotować się do kręcenia sceny szarzy...

Przez ostatnie 10 dni wstajemy codziennie pomiędzy 5 a 6 rano, żeby oporządzić konie i dojechać na oddalony jakieś 4 km plan filmowy. Wracamy z planu po zachodzie słońca, karmimy je w stajni, czyścimy, jedziemy do hotelu do którego docieramy około godziny 23, waląc się na łózka jak kłody. Powoli uczymy reżysera i ekipę filmową jak powinno się obchodzić z końmi, uprzejmie ich informując, ze konie pracujące w takich warunkach MUSZĄ mieć zapewnioną wodę do picia na planie oraz przynajmniej siano do jedzenia podczas przerw. Z dnia na dzień odnosimy na tym polu sukcesy, trzeciego dnia dostajemy nawet dwa duże namioty dające cień i schronienie przed słońcem dla koni oraz wymusiliśmy obowiązkowe przerwy w ujęciach na pojenie koni. Pierwszego dnia nie dostaliśmy nic. Na plan przyjechało około 50 koni, w tym 15 naszych (do zadań specjalnych, w tym dla aktorów) oraz 35 koni od dzirytu z Ushak (do stania i dzikich galopów). Nasi kochani koledzy od rzucania kijkami popisali się już na samym początku, przejeżdżając z końmi 800 km za dnia, w piekielnym upale, w starych ciężarówkach robiących za koniowozy, z założonymi siodłami i ogłowiami (bo nie było na nie miejsca). Zabili w ten sposób dwa konie, które po prostu wyrzucili gdzieś po drodze.


Teraz juz wiecie, dlaczego tak zniknąłem. Muhteşem Yüzyıl, czyli Magnifcent Century ( trailer tutaj - http://www.youtube.com/watch?v=CZCHFtZzdCs ) jest serialem nawiązującym (luźno ) do historii Sułtana Sulejmana Wielkiego, żyjącego w XVI wieku, który uczynił państwo Ottomanów imperium. Pierwszy odcinek drugiego sezonu, w którym bierzemy udział opowiada o bitwie pod Mohaczem, pomiędzy wojskami Sulejmana a węgierskim królem Lajosem. Odcinek trwa 1,5 godziny i w zasadzie w całości poświęcony jest scenom bitewnym. Oprócz nas, producent zatrudnił także czterech kaskaderów czeskich oraz pięciu ukraińskich dżygitów - równe chłopy z którymi wreszcie można normalnie wypić i pogadać - po polsku ;-) Na planie panuje niewyobrażalny wręcz chaos. Nikt nic nie wie, nie ma żadnego planu, sceny kręcone są według widzimisię reżysera i wręcz spontanicznie, z minuty na minutę dowiadujemy się co mamy robić i gdzie, a i to najczęściej zmienia się jeszcze trzy razy. Na ten przykład, dwa dni po tym, jak przyjechałem zaproponowano mi jedną z głównych ról w tym odcinku, węgierskiego generała Andreasa (Andrzeja ) Batorego, siostrzeńca naszego króla Stefana. Pięć minut po tym, jak się zgodziłem, wcisnęli mi w rękę scenariusz i dali 10 minut na nauczenie się 5 zdań po turecku które miałem wypowiedzieć do tureckiego posła. I tyle. W pozostałych scenach walk musiałem występować w zamkniętym hełmie, żeby mi twarzy nie było widać. Także w filmie będzie mnie dużo i gęsto, przynajmniej po węgierskiej stronie.


Przygotowania do serialu tez przyprawiały mnie o ból głowy. O uczestnictwie w tej produkcji dowiedzieliśmy się dwa tygodnie przed rozpoczęciem planu filmowego. Przekazano nam sceny kaskaderskie do których mieliśmy przygotować konie (które oczywiście się później zmieniły ) oraz zaczęto przysyłać aktorów na naukę jazdy konnej oraz szermierki. Po 20 -30 dziennie, z których nikt nie jeździł wcześniej konno ani nie fechtował, a większość z nich mogła mieć tylko jedną, maksimum dwie lekcje - naturalnie wymagano od nas, żeby wszyscy potrafili galopować podczas szarzy i fechtować jak Wołodyjowski. Przysyłano ich tez o bardzo rożnych porach, najczęściej bez informowania nas o tym skromnym fakcie. Pytałem potem czeskich kaskaderów, którzy od 3 lat współpracują przy rożnych produkcjach filmowych czy to normalne w tureckiej filmografii - uśmiechnęli się tylko i powiedzieli, ze zwykle jest jeszcze gorzej.

Film jest pełen niezgodności historycznych i totalnych ignorancji ( pomijając totalną niezgodność ubiorów, broni czy opancerzenia, nie zgadzają się nawet najprostsze fakty - Andrzej Batory którego gram urodził się 50 lat po bitwie, brak udziału w niej wojsk polskich i tak dalej i tak dalej) . Walka w poprzednim sezonie wyglądała tak : http://www.youtube.com/watch?v=Iz3uG_pBI-M . To, co nas totalnie już rozłożyło na łopatki (taka wisienka na torcie) to w scenie wyławiania zabitych Węgrów z wody reżyser kazał puszczać na wodę hełmy, żeby pływały po powierzchni ;-). Mimo to jednak wydaje mi się, ze jeśli tego nie spartolą, to ta bitwa mogłaby być najlepszą bitwą w całej historii tureckiej kinematografii - nakręciliśmy pełno scen szarż, ataków na piechotę i kawalerię, upadków z konia, wybuchów i wszystkiego, co tygryski lubią najbardziej. Udało mi się nawet namówić reżysera, żeby jedną z potyczek piechoty zrobić w szyku, a nie jak dotychczas w serii pojedynków ;-) Także czekam niecierpliwie na początek października na premierę. Teraz siedzę w hotelu, rozkoszując się z Agatą chwilami wolności. Nasze konie wróciły już do Istanbulu, ja mam jeszcze wieczorem do nakręcenia jedna scenę z narady dowodzących i tez wracam. A 8 września do Polski, nareszcie ;-)

środa, 6 lipca 2011

Horse ground work Turkey


Poznajcie Iki kardeş. To czteroletni arabski po karierze wyścigowej. Nigdy nie był jeżdżony poprawnie i zawsze w okularach. Przy pierwszej próbie dosiadania zrzucił jednego z pracowników, prawie łamiąc mu przy tym rękę i potrącił dziecko (niegroźnie na szczęście ). Nie było mnie przy tym, bobym pewnie w furię wpadł za głupotę jeźdzca. Ale wzieliśmy się z siwym do roboty i okazało się, ze nie taki diabeł straszny ;-) Zresztą, zobaczcie sami...

środa, 22 czerwca 2011

There is no business like show business


Jak w tej piosence. Świat kinematografii rządzi się swoimi prawami. Nasze przedsięwzięcie od samego początku napotykało górę problemów, głównie logistycznych. Całą operacje tworzyliśmy od podstaw, mając do dyspozycji malutką stajnię budynek mieszkalny z kuchnią i łazienką oraz 3 hektarowe pastwisko podzielone na trzy kwatery. W przeciągu miesiąca dobudowaliśmy stajnię na 15 koni oraz okrągłą arenę do ćwiczeń o średnicy 12 m. Nadal brakuje jednak miejsca do ćwiczeń, zajęcia odbywają się na pochyłym pastwisku, co utrudnia część manewrów. Brakowało wszystkiego - chłopaków stajennych, koni, siodeł historycznych, kantarów, uwiązów, ogłowi i odpowiednich wędzideł, szabel, mieczy, łuków i strzał, włóczni, opancerzenia, hełmów, kostiumów...A do kręcenia pozostały trzy miesiące. Uruchomiliśmy więc wszystkie swoje kontakty, szukając sprzętu lub wytwórców w Turcji i w Polsce, którzy mogliby nam pomóc. W zasadzie wykonywaliśmy pracę departamentu artystycznego, który jednak był zajęty innym projektem. Udało nam się znaleźć praktycznie wszystko, nasze zamówienia były zwykle o połowę tańsze od założonego budżetu, łatwo uzyskiwały więc aprobatę odpowiedzialnych za zakupy księgowych. W ciągu miesiąca udało nam się także zgromadzić 15 koni oraz 4 "giermków" , którzy mieli być szkoleni na kaskaderów. Złożyliśmy więc zamówienia i...czekaliśmy na płatność producenta jak na szpilkach, bo cały ekwipunek był nam potrzebny do treningów. Lada dzień także mieli do nas dołączyć aktorzy, którzy w naszej stajni mieli pobierać nauki jazdy konnej, szermierki oraz łucznictwa...Dni mijały, zamówienia nie były realizowane. Wreszcie w zeszły piątek nadeszła wiadomość, ze serial został odwołany z powodu niemożliwości rozpoczęcia w pracy w terminie, problemów z płatnościami i braku akceptacji narodowej telewizji tureckiej. Nad producentem zawisła groźba utraty zainwestowanych już pieniędzy - nad nami wizja zamknięcia stajni i konieczności sprzedaży wszystkich koni. Ślepy traf jednak sprawił (często wyobrażam sobie go jako małego karzełka siedzącego mi na ramieniu i chichrającego się ze sprawianych mi dowcipów ) ze ktoś z telewizji w poniedziałek obejrzał zrobiony przeze mnie filmik i stwierdził, ze projekt ma być kontynuowany ( przypominam o kompletnym braku w Turcji pojęcia odtwórstwa historycznego, stąd się zresztą wziąłem ). Z tym, ze kontynuowany ma być od stycznia...i przez ten czas stajnia ma być utrzymywana po minimalnych kosztach - poproszony więc zostałem o wzięcie urlopu do października. Ale nie poddajemy się, zmieniamy jednak koncepcję. Otwieramy stajnię dla zwykłych ludzi - będziemy kontynuować naszą pracę, prowadząc treningi historycznych sztuk walki z konia dla wszystkich chętnych. Trzymajcie kciuki ;-)

sobota, 18 czerwca 2011

Razem ze mną kundel bury penetruje wszystkie dziury ;-)


Wykrakałem ;-) Powiedziałem w żartach, ze jak się przeprowadzę to załatwię sobie psa. I załatwił się sam. Narzeczona Cemala wracając z Ankary przywiozła ze sobą kundla, którego znalazła przywiązanego do śmietnika. Całkiem udana podróba border collie, jednak trochę większy i mniej ruchliwy (całe szczęście). Zaszczepiliśmy, odrobaczyliśmy. Weterynarz twierdzi, ze ma około 3 lat. Jest w dobrej kondycji, ma cztery nogi i w ogóle. Nikt nie miał specjalnie koncepcji co z nim zrobić, więc wziąłem go do siebie. Mieszkam teraz w małej nadmorskiej turystycznej miejscowości Kilios, oddalonej jakieś 5 km w linii prostej od stajni, w 3 pokojowym mieszkaniu jakieś 200 m od brzegu morza. Przez tego burka wstaję codziennie wstaję o 5.45 i idę z psem plażą, żeby na 7 być w stajni. A mógłbym jeździć autobusami, psia kostka ;-) Mieszka już ze mną któryś dzień i powoli, powoli staje się normalnym psem, bo początkowo wszystko było problemem - schody, smycz, karmienie. Stopniowo sytuacja ulega poprawie, po południu poszedłem popływać a kundel dzielnie pilnował na brzegu moich rzeczy. Fotki właśnie z tego spaceru. W sumie tragedii jednak nie ma, nie szczeka, nie próbuje walczyć z innymi psami, jest raczej podporządkowany. Ma jedną ciekawą cechę - przy każdych modlitwach śpiewanych przez Imama zaczyna wyć. Narobił mi wczoraj wstydu, jak poszedłem z nim do knajpy na kolację i trafiłem na wieczorne modły :-) Teraz leży sobie grzecznie na posłaniu przy łóżku i śpi, co mnie cieszy, bo jeszcze wczoraj cały czas kręcił się po mieszkaniu. Przy okazji ogłaszam konkurs na imię, bo Turcy wołają na niego Bambini, a to mi się nijak nie podoba ;-)



piątek, 17 czerwca 2011

Turkish Stunts Camp

Nakręciliśmy trochę filmików, poskładałem je w jakąś logiczną całość. Bawcie się dobrze oglądając. Generalnie przez ostatnie tygodnie było duuuuuzo odczulania, czego efekty widać ;-)

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Konie i koniaki



Monotematycznie bedzie i bez polskich znakow, bo klawiatury tutejszej uzywam. O koniach, tutejszych, podejsciu ludzi oraz srodowisku. No i ponarzekac trzeba, tak po polsku... Generalnie tutejsza sytuacje ocenam gorzej niz w Polsce...a jestem w tych sprawach dosc krytyczny. Tureckie jezdziectwo przeklada sie na obraz calej Turcji w zarysie - podzielonej, bedacej na pograniczu dwoch roznych swiatow (demokracja i republika, komercjalizacja i tradycja, Azja i Europa - wybierzcie sobie). W tym tradycjynym wydaniu mamy cirit, nielegalne wyscigi, konie pracujace w kopalniach przy zwozce wegla, pracujace przy wypasach lub wozeniu niemieckich turystow. W europejskim ? Kluby jezdzieckie dla bogatych, w ktorych nieudolnie probuje sie nasladowac zachodnie trendy, cwiczacych zawsze skoki i to w najgorszym wydaniu, jakie w zyciu widzialem. Oba trendy laczy jedna wspolna rzecz - brak poszanowania dla zwierzecia i przedmiotowe jego traktowanie. Przyjechal do nas do stajni wczoraj Chris, amerykanin z Lexington Kentucky. Jest w podobnej sytuacji co ja, przyjechal tu prowadzic kurs dla podkuwaczy koni na hipodromie przez 5 tygodni. Nasze spostrzezenia sa podobne, rozmawialismy ponad godzine o fenomenie kraju, w ktorym kon jednoczesnie traktowany jest jak najwyzsza swietosc i relikt, a z drugiej strony jak stary rower, na ktorym jezdzı sie tak dlugo, dopoki sie nie zlamie na pol.
Przyklady ? Mam w tej chwili w stajni 16 koni, z czego 12 kupilismy niedawno. Teraz instrukcja obslugi jak rozpoznac skad zakupione zostaly konie :
- jeslı maja blizny na bokach od hiszpanskich strzemion, blizny na dziaslach, panicznie boja sie kija - kon od ciritu
- jesli sa wychudzone i maja wielokrotne slady po wkluciach na lewej przedniej nodze - kon wycofany z wyscigow ktory nie wykazal odpowiednym charakterem pomimo wielokrotnej kuracji sterydowej.
- jesli maja blizny na nogach od wiazania na pastwisku lub bicia - kon rekreacyjny dla turystow lub roboczy z kopalni.
Z konmi sie nie pracuje, na nich sie jezdzi. Jesli odmawia wspolpracy to napierw sie go leje, a jesli to nie skutkuje to sprzedaje i kupuje innego. Konie znaja tylko jeden kierunek - do przodu i to jak najszybciej bo inaczej wpierdol. İ brak koncepcji co zrobic, jesli kon nie chce wykonac naszego polecenia.
Wyscigi, nawet te legalne, to kolejna ciekawostka. Oficjalny nadzor nad nimi sprawuje Tuskish Jockey Club, jednak w jego przepisy sa tak niescisle, ze w praktyce umozliwiaja doping, brutalne traktowanie koni oraz ich nadmierna eksploatacje. Podobna sytuacja jest w hodowli - napotkanie araba naprawde czystej krwi jest bardzo trudne, ze wzgledu na duza dowolnosc w krzyzowaniu. Efekt koncowy ? 9 letni kon od 7 lat nie robiacy nic innego tylko biegajacy po torach, z nogami jak baniaki to widok wrecz powszechny.
Masakra ? No tak...nie jestem specjalnie czuly cierpienie ludzi czy zwierzat, wiele jestem w stanie zrozumiec, sam potrafie byc brutalny. Ale czasem przerastaja mnie obrazki ktore tu widze. I nie widze w nich sensu. Sytuacje moglaby zmienic turecka federacja jezdziecka, odpowiednik naszego PZJ, Ci jednak skutecznie blokuja wszelkie proby zmian, jesli nie widza w nich wlasnego interesu.