Upał, wszechobecny, wszechogarniający upał. Dookoła równina, płaska jak stół, nie dająca żadnego schronienia przed słońcem. Nawet wiatr, ostry i porywisty nie przynosi ukojenia ani na chwilę. Stoję w pierwszej linii jeźdźców, za mną tłoczy się 50 koni, stojąc w czterech zwartych szeregach. Mamy na sobie czarne, zrobione ze sztucznego materiału spodnie i koszule, na to plastikowe zbroje i hełmy a`la Gwiezdne Wojny, pod którymi pocimy się niemiłosiernie. Do pasa przypięty metalowy miecz, ważący około 2,5 kg, nie nadający się do niczego, a już na pewno nie do fechtunku. Na nogach buty z czarnej gumy, rozgrzewającej się w słońcu to niemalże do temperatury topnienia i parzące stopy. Konie mają jeszcze gorzej, kazali nam je ubrać w mające imitować landry derki, zrobione z sztucznego tworzywa, nie przepuszczające powietrza, pod którymi konie grzeją się jak diabli. Od dłuższego czasu kołacze mi się myśl, żeby zabić kostiumologa, gejowatego facecika w słomkowym kapeluszu z pyszałkowatym uśmieszkiem. Nie wiem, czym się kierował kreując stroje, ale na pewno nie zgodnością historyczną - myślę patrząc na swój strój stormtroopera. Stoimy tak już trzecią godzinę, próbując nakręcić scenę dialogu dwóch dowódców na czele armii. Pijemy wodę z butelek półlitrowych, upijając łyk a pozostałość podając koniom, nawet bez zsiadania. Wreszcie koniec ujęcia, zdrętwiali zsuwamy się z koni, idziemy do obozowiska przebrać siebie i konie, by przygotować się do kręcenia sceny szarzy...
Przez ostatnie 10 dni wstajemy codziennie pomiędzy 5 a 6 rano, żeby oporządzić konie i dojechać na oddalony jakieś 4 km plan filmowy. Wracamy z planu po zachodzie słońca, karmimy je w stajni, czyścimy, jedziemy do hotelu do którego docieramy około godziny 23, waląc się na łózka jak kłody. Powoli uczymy reżysera i ekipę filmową jak powinno się obchodzić z końmi, uprzejmie ich informując, ze konie pracujące w takich warunkach MUSZĄ mieć zapewnioną wodę do picia na planie oraz przynajmniej siano do jedzenia podczas przerw. Z dnia na dzień odnosimy na tym polu sukcesy, trzeciego dnia dostajemy nawet dwa duże namioty dające cień i schronienie przed słońcem dla koni oraz wymusiliśmy obowiązkowe przerwy w ujęciach na pojenie koni. Pierwszego dnia nie dostaliśmy nic. Na plan przyjechało około 50 koni, w tym 15 naszych (do zadań specjalnych, w tym dla aktorów) oraz 35 koni od dzirytu z Ushak (do stania i dzikich galopów). Nasi kochani koledzy od rzucania kijkami popisali się już na samym początku, przejeżdżając z końmi 800 km za dnia, w piekielnym upale, w starych ciężarówkach robiących za koniowozy, z założonymi siodłami i ogłowiami (bo nie było na nie miejsca). Zabili w ten sposób dwa konie, które po prostu wyrzucili gdzieś po drodze.
Teraz juz wiecie, dlaczego tak zniknąłem. Muhteşem Yüzyıl, czyli Magnifcent Century ( trailer tutaj - http://www.youtube.com/watch?v=CZCHFtZzdCs ) jest serialem nawiązującym (luźno ) do historii Sułtana Sulejmana Wielkiego, żyjącego w XVI wieku, który uczynił państwo Ottomanów imperium. Pierwszy odcinek drugiego sezonu, w którym bierzemy udział opowiada o bitwie pod Mohaczem, pomiędzy wojskami Sulejmana a węgierskim królem Lajosem. Odcinek trwa 1,5 godziny i w zasadzie w całości poświęcony jest scenom bitewnym. Oprócz nas, producent zatrudnił także czterech kaskaderów czeskich oraz pięciu ukraińskich dżygitów - równe chłopy z którymi wreszcie można normalnie wypić i pogadać - po polsku ;-) Na planie panuje niewyobrażalny wręcz chaos. Nikt nic nie wie, nie ma żadnego planu, sceny kręcone są według widzimisię reżysera i wręcz spontanicznie, z minuty na minutę dowiadujemy się co mamy robić i gdzie, a i to najczęściej zmienia się jeszcze trzy razy. Na ten przykład, dwa dni po tym, jak przyjechałem zaproponowano mi jedną z głównych ról w tym odcinku, węgierskiego generała Andreasa (Andrzeja ) Batorego, siostrzeńca naszego króla Stefana. Pięć minut po tym, jak się zgodziłem, wcisnęli mi w rękę scenariusz i dali 10 minut na nauczenie się 5 zdań po turecku które miałem wypowiedzieć do tureckiego posła. I tyle. W pozostałych scenach walk musiałem występować w zamkniętym hełmie, żeby mi twarzy nie było widać. Także w filmie będzie mnie dużo i gęsto, przynajmniej po węgierskiej stronie.
Przygotowania do serialu tez przyprawiały mnie o ból głowy. O uczestnictwie w tej produkcji dowiedzieliśmy się dwa tygodnie przed rozpoczęciem planu filmowego. Przekazano nam sceny kaskaderskie do których mieliśmy przygotować konie (które oczywiście się później zmieniły ) oraz zaczęto przysyłać aktorów na naukę jazdy konnej oraz szermierki. Po 20 -30 dziennie, z których nikt nie jeździł wcześniej konno ani nie fechtował, a większość z nich mogła mieć tylko jedną, maksimum dwie lekcje - naturalnie wymagano od nas, żeby wszyscy potrafili galopować podczas szarzy i fechtować jak Wołodyjowski. Przysyłano ich tez o bardzo rożnych porach, najczęściej bez informowania nas o tym skromnym fakcie. Pytałem potem czeskich kaskaderów, którzy od 3 lat współpracują przy rożnych produkcjach filmowych czy to normalne w tureckiej filmografii - uśmiechnęli się tylko i powiedzieli, ze zwykle jest jeszcze gorzej.
Film jest pełen niezgodności historycznych i totalnych ignorancji ( pomijając totalną niezgodność ubiorów, broni czy opancerzenia, nie zgadzają się nawet najprostsze fakty - Andrzej Batory którego gram urodził się 50 lat po bitwie, brak udziału w niej wojsk polskich i tak dalej i tak dalej) . Walka w poprzednim sezonie wyglądała tak : http://www.youtube.com/watch?v=Iz3uG_pBI-M . To, co nas totalnie już rozłożyło na łopatki (taka wisienka na torcie) to w scenie wyławiania zabitych Węgrów z wody reżyser kazał puszczać na wodę hełmy, żeby pływały po powierzchni ;-). Mimo to jednak wydaje mi się, ze jeśli tego nie spartolą, to ta bitwa mogłaby być najlepszą bitwą w całej historii tureckiej kinematografii - nakręciliśmy pełno scen szarż, ataków na piechotę i kawalerię, upadków z konia, wybuchów i wszystkiego, co tygryski lubią najbardziej. Udało mi się nawet namówić reżysera, żeby jedną z potyczek piechoty zrobić w szyku, a nie jak dotychczas w serii pojedynków ;-) Także czekam niecierpliwie na początek października na premierę. Teraz siedzę w hotelu, rozkoszując się z Agatą chwilami wolności. Nasze konie wróciły już do Istanbulu, ja mam jeszcze wieczorem do nakręcenia jedna scenę z narady dowodzących i tez wracam. A 8 września do Polski, nareszcie ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz